sobota, 13 sierpnia 2016

dwa

Ja jestem z tych, co nakrywają głowę kołdrą;

z tych, którym strach uniemożliwia oddychanie.


Kiedy znaleźliśmy się na miejscu spodziewałam się ogromnego, starego zamku pełnego duchów i czarodziei w szatach do kostek machających różdżkami jednak to co zastałam kompletnie mnie zaskoczyło. Szkoła mieściła się koło niewielkiego, staroświeckiego miasteczka i wyglądała jak... szkoła. Nie było w niej nic niezwykłego, zwyczajny budynek z cegły a przed nim ogromna połać zieleni. Gdzieniegdzie na trawie siedziały grupki osób i beztrosko rozmawiały. Obok budynku znajdował się drugi, czteropiętrowy gmach - akademik, w którym będę mieszkać. Założyłam kosmyk włosów za ucho i chwyciłam za rączkę od walizki z zamiarem udania się do budynku jednak ręka mojego opiekuna mnie powstrzymała.
- Kay, pamiętaj że jesteś dla mnie jak rodzona córka mimo to czego się dowiedziałaś. Przepraszam Cię za wszystko. Nie daj się zwieść i bądź silna. Dalej nie mogę już iść jednak wiem i wierzę, że dasz radę. Kocham Cię.

Przytula mnie a ja mocno odwzajemniam uścisk. Staram się powstrzymać łzy napływające mi do oczu co z trudem mi wychodzi. Macham mężczyźnie do czasu aż nie zniknie za rogiem w swoim starym samochodzie. Delikatnie przecieram kąciki oczu i kręcę głową aby się otrząsnąć i zaczynam iść w stronę akademika. Na kartce wiszącej na drzwiach gmachu znajduję pośpiesznie swoje nazwisko, obok którego widnieje numer pokoju, w którym będę mieszkać. Wchodzę na pierwsze piętro i znajduje pomieszczenie numer 14. Kolejny fakt jaki mnie zaskoczył to wygląd pokoju. Był bardzo przestronny, pomalowany na ciemne kolory. Wyłożony był jasnymi panelami, które były przyozdobione dużą ilością puchatych dywanów. Po obu stronach stały łóżka, a całą ścianę przede mną zajmowało okno z wiszącymi grubymi firanami, przed którymi stała ogromna kanapa, na której leżały kolorowe poduszki. Zauważyłam kolejne drzwi, które prowadziły do dużej łazienki utrzymanej w jasnych kolorach. Podłoga była cała z pastelowych kafelek a główną powierzchnię ścian zajmowały lustra. Ogromny prysznic zajmował prawy róg pomieszczenia a obok niego leżały dwa duże ręczniki. Zachwycona wystrojem odłożyłam swoją walizkę na łóżko po prawej i usiadłam obok niej. Co chwile rozglądając się po pokoju wyjęłam białą bluzkę na ramiączkach i krótkie, czarne, dresowe spodenki i udałam się z tymi rzeczami do łazienki. Zmieniłam przepocone ubrania te brudne wrzuciłam do pralki, która stała pod umywalką. W momencie, w którym wiązałam włosy w kucyk drzwi gwałtownie otwarły się i wpadła przez nie wysoka, ciemnowłosa dziewczyna. Tuż za nią wbiegł bardzo do niej podobny chłopak i zaczęli się kłócić.

- To, że jesteś starszy nie znaczy, że masz prawo za mnie decydować! 

- Dobrze wiesz jaki on jest, nie pozwolę Ci się spotykać z moim najlepszym kumplem!

- Chyba ważniejsze jest moje szczęście od Twojej durnej dumy!

- A wiesz co? Rób co chcesz. Tylko jak Cię przeleci i zostawi nie przychodź do mnie z przeprosinami!

- Łaski bez!

Cicho odkaszlnęłam aby zwrócić na siebie uwagę. Rodzeństwo czerwieni się i nieśmiało uśmiecha.

- Przepraszam. Myślałam, że nikogo tu nie ma. Jestem Sally a to mój nieznośny brat Jake. - Mówi dziewczyna podając mi rękę, którą potrząsam.

- Kayla, miło poznać. Ale może lepiej na czas kłótni wyjdę?

- Ja już się nie mam zamiaru kłócić. Niech ona robi co chce. A ty jeśli chcesz mieć spokój lepiej przenieś się do mnie. - Rzuca Jake i posyła mi uśmiech.
Przewracam oczami i dopinam kosmetyczkę. Niezauważalnie przyglądam się przybyłym, którzy teraz w ciszy dyskutowali. Chłopak jest wyjątkowo umięśniony i przystojny. Dziewczyna zaś ma zgrabną, drobną figurę a swoje ciemne włosy związane w niesforny warkocz. Oboje są wysocy, o dumnej posturze i ciele z okładek topowych gazet. Mają te same wesołe, niebieskie oczy, w których tańczy światło.

- Mogę o coś spytać? - Nasuwa mi się na myśl lekko niestosowne pytanie. Kiedy chłopak kiwa głową dokańczam. - Ile macie lat?

- Mój głupi braciszek dwadzieścia jeden a ja dwadzieścia. - Odpowiada Sally. Szatyn szturcha dziewczynę a  ta odpowiada mu tym samym.

- Może to durne pytanie ale to wy braliście udział w...

- Tak. My jesteśmy tą słynną już nie czwórką.

Uśmiech schodzi z twarzy chłopaka i spuszcza wzrok. Jest mi głupio z tego powodu więc rumienię się i nerwowo przebiegam dłońmi po swoich ramionach.

- Przepraszam. – Udaje mi się z siebie wyrzucić.

- Nie masz za co przepraszać. To może opowiedz nam coś o sobie.

Nagle mam totalną pustkę w głowie. Co mogę powiedzieć? Że mój nie ojciec okłamywał mnie dziewiętnaście lat, że jestem jego dzieckiem? Nie, to nie jest przyjemny temat.

- Nie jestem ciekawą osobą.

- Daj spokój. Musisz mieć wyjątkowe umiejętności skoro się tutaj dostałaś. – Mówi dziewczyna i staje obok mnie patrząc wyczekująco.

- Mam jeden wielki mętlik w głowie z tego powodu i sama nie wiem co ja tu robię.
Siadam obok swojej walizki i opieram się na łokciach.

- Muszę iść, chłopaki zaraz przyjadą. Do zobaczenia. -  Rzuca Jake i wybiega z pokoju. No i to by było na tyle jeśli chodzi o moje zawieranie znajomości.

- Rozumiem, że teraz przestałaś się krępować i w końcu powiesz coś o sobie. Jesteś inna niż inne laski. Taka spokojna i cicha i nie sikasz na widok mojego brata.
Parskam śmiechem i kładę się wygodnie przygotowując do opowieści. Skupiam najważniejsze fakty i zaczynam swoją opowieść.

- Nigdy nie miałam domu. – Dziewczyna unosi brwi na co macham ręką. – Nie patrz tak. Od małego podróżowałam z moim, jak myślałam, ojcem. Zwiedziłam cały świat mając zaledwie piętnaście lat. Potem zaczęłam odkrywać te… moce. To było jednocześnie fascynujące i przerażające. Jak miałam trzynaście lat przez przypadek podpaliłam śmietnik w Tokyo. Nigdy nie widziałam tak wystraszonego tłumu a sama nie wiedziałam co się dzieje. Wtedy właśnie mój opiekun zaczął mi tłumaczyć jak kontrolować swoje umiejętności. Idzie mi w miarę okej ale podobno stać mnie na więcej. No i przedwczoraj dowiedziałam się, że moja matka była tam jakąś potężną czarodziejką…

- Chwila, co?

- Co co? – Pytam zaskoczona. Sally przewierca mnie wzrokiem a ja rzucam jej tylko pytające spojrzenie.

- Twoja matka. Marie Walter? Czy tak się nazywała?

- Skąd wiesz? Tak, to ona.

- Dziewczyno, ty chyba nie wiesz jak potężną mocą dysponujesz.

- Sally ja nic nie wiem rozumiesz? Nie mam pojęcia czemu jest taka sławna, nie jestem świadoma jakie umiejętności we mnie drzemią. Przez wuja nie jestem normalna, odgradzał mnie od ludzi żebym się nie zakochała jak ona wiesz? Dlatego jestem „inna”. – Wyrzucam z siebie wszystkie żale jakie we mnie siedzą. – Nigdy nie pozwolił mi mieć przyjaciół, zawsze byłam zdana tylko na siebie. Nawet moje moce się mnie nie słuchają i są potwornie wybrakowane. To mnie przerasta… To, że wszyscy wymagają ode mnie niewiadomo czego jakbym była kopią mojej zasranej matki, której nawet nie znam! – Chowam twarz w poduszkę i duszę prawie płynące łzy. Po chwili czuję dotyk drobnej dłoni na moich plecach.

- To musi być cholernie trudne życie. Nie wyobrażam sobie nie zakochać się czy nie znać swoich rodziców. Ale obiecuję Ci, że to się zmieni. Masz już mnie, wiesz?

- Dziękuję. – Odwracam się i przytulam mocno szatynkę. Ta odwzajemnia uścisk i po chwili wstaje.

- Idę się przejść do chłopaków, idziesz ze mną?

- Sama nie wiem… - Waham się. Nie wiem czy chcę poznawać bliżej kogokolwiek innego niż Sally. Jednak widząc proszący wzrok dziewczyny godzę się i po chwili przemierzam korytarze akademika.

- Zobaczysz, że są super. Mojego pacana brata już znasz ale James i Peter są od niego o wiele lepsi. Pamiętaj, że James jest już zajęty przeze mnie więc nawet o nim nie myśl. – Próbuje być poważna jednak po chwili wybucha śmiechem.

Postanawiam bardziej wyluzować i w towarzystwie koleżanki wchodzę do pokoju numer 212. Zastaje mnie niespotykany widok – dwóch chłopaków (w tym Jake) bez koszulek i jeden jedzący chipsy, które lewitują.

- Sally! – Krzyczy ten od jedzenia i wstaje praktycznie rzucając się na dziewczynę i ją całując. Czuję się skrępowana więc odsuwam się od nich i staję w wnętrzu pokoju.

- Kayla, mogłabyś z łaski swojej zamknąć za tymi obrzydliwcami drzwi? – Prosi szatyn a ja wykonuję polecenie. Czuję się jeszcze bardziej nieswojo więc siadam na wcześniej zajętym przed Jamesa miejscu i wbijam się w ścianę.

- Jestem Peter a Ciebie już znam z opowieści tego obok. Jak się tu czujesz?

Onieśmiela mnie na starcie. Chłopak wygląda jak młody bóg. Jest perfekcyjnie zbudowany i idealnie wysoki. Jego włosy są ciemne i ułożone w artystycznym nieładzie. Nie widzę żadnej wady w jego wyglądzie.

- Dobrze. Znaczy dziwnie. Kompletnie nie wiem co robić.

- To normalne każdy pierwszoroczny tak ma. Za dwa dni zaczynamy naukę a do tego czasu postaramy się Ciebie wprowadzić. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko.


- Bardzo chętnie. – Uśmiecham się do chłopaka i odgarniam włosy z czoła. Wtedy rozlega się dzwonek mojego telefonu a ja zakłopotana go wyjmuję. Na wyświetlaczu widnieją literki Numer zastrzeżony. Bez ostrzeżenia wychodzę z pokoju i odbieram.

- Halo?

Odpowiada mi cisza, która po chwili zamienia się w szum. Po kilku sekundach zaczynam słyszeć zduszone głosy.

- Akcja ma przebiec bezproblemowo. Jeden błąd - odpadasz. Nie obchodzi mnie to, że jesteś nowy.

Kolejny trzask przerywa rozmowę, by po chwili ją wznowić. Słyszę ten sam głos, który miesza się z płaczliwymi błaganiami.

- Świadek NIE zginął. Może teraz siedzi już u Strażników i opowiada im o nas? Jesteś z siebie dumny?
- Błagam, nie chciałem...

Rozlega się potężny grzmot i krzyk drugiego głosu, który po chwile zmienia się w jęki aż milknie.

- Będziesz kolejna Kayla.

Połączenie urywa się, a ja osuwam się na podłogę.

sobota, 6 sierpnia 2016

jeden

Nie ma gorszego zła od pięknych słów, które kłamią.


- Zatrzymamy się w hotelu na obrzeżach Manchesteru, przenocujemy tam a potem pędem jedziemy do Blackburn. Tam czeka na mnie znajomy więc zajmiesz się sobą cały dzień?
- Tak, tradycyjnie. - Odpowiadam wzdychając. Tak właśnie wygląda moje życie. Ciągłe, monotonne podróże, bo ojciec pracuje jako archeolog. Mało mu znalezisk w Egipcie czy w Japonii więc teraz przerzucił się na Anglię i ciągnie mnie ze sobą. Podróżowanie nie jest złe kiedy trwa maksymalnie miesiąc, a nie jak w moim przypadku osiemnaście lat. Jestem tym potwornie znudzona, chciałabym znaleźć swoje miejsce na świecie, przyjaciół, stałą szkołę czy miłość. Wszystko się komplikuje nie tylko wieczną podróżą ale także moimi nadzwyczajnymi umiejętnościami.
Odkryłam je kiedy miałam czternaście lat. Strąciłam szklankę z wodą z stołu i w przerażeniu wyciągnęłam po nią rękę a ta zawisła w powietrzu w bezruchu. Kiedy tylko Matt (mój ojciec) wrócił do domu opowiedziałam mu o tamtej sytuacji. Wytłumaczył mi, że z każdym dniem będę odkrywać u siebie kolejne umiejętności, jak telepatia czy możliwość władania konkretnym żywiołem - w moim wypadku okazał się to ogień. W momencie ukończenia przeze mnie siedemnastu lat nauczyłam się teleportować w bliskie miejsca. Próba teleportacji w dalsze rejony mogłaby skończyć się dla mnie śmiertelnie więc nawet nie próbowałam. Od tamtej chwili trenuję je w każdy możliwy sposób.
- Pamiętaj, że Cię kocham Kay. Dzisiaj czeka nas ważna rozmowa, nastąpi pewna... zmiana.
- O co chodzi? - Pytam gasząc mały płomyczek wznoszący się na moim palcu. Pełna nadziei patrzę na prowadzącego mężczyznę, który delikatnie się uśmiecha. Jedną ręką drapie się po zaroście więc wiem, że się denerwuje.
- To nie temat na teraz więc przystopuj. Porozmawiamy w hotelu.
Zawiedziona krzyżuję ręce na piersiach i wydymam usta. Postanawiam wrócić do przerwanej czynności. Patrzę prosto na palec wskazujący i skupiam się myśląc o wyczarowaniu małego płomyka. Po chwili na miejscu opuszka pojawia się nieszkodliwy dla mnie ogień. Miażdżę go drugim palcem i usatysfakcjonowana uśmiecham się.
- To Ci się nigdy nie znudzi, co? - Pyta kierowca.
- Nigdy. Ciągle dziwi mnie to, że ty nie masz takich umiejętności.
- Mówiłem Ci, odziedziczyłaś je po matce. - Odpowiada przygaszonym tonem, który mnie zaskakuje. Zawsze szerokim łukiem omijamy temat mojej rodzicielki, który stał się tematem tabu.
- Powiesz mi w końcu coś więcej?
- Koniec tematu Kayla. Za godzinę będziemy na miejscu więc zdrzemnij się póki możesz.
Przewracam oczami i prawie wytrącając ojca z równowagi teleportuję się na tylne siedzenie gdzie rozkładam się na całą długość chacząc nogami o klamkę drzwi. Szybkim ruchem dłoni blokuję je a mojego ulubionego pluszaka - dużego, szarego kota - kładę pod głowę. Chwilę jeszcze bawię się podnosząc telepatycznie swoje włosy aż zagłębiam się w myślach i zasypiam.



Wybudzam się dokładnie w momencie kiedy Matt parkuje pod słabo oświetlonym hotelem. Potężnie ziewam i rozciągam obolałe mięśnie zanim wytoczę się z samochodu. Chwytam swoją torbę podręczną i wychodzę z pojazdu.
- Teraz możemy już porozmawiać?
- Nie przy ludziach. Zamknij samochód i weź moją walizkę, ja idę odebrać klucze. - Mówi mężczyzna i rzuca mi kluczyki. Przewracam oczami i wykonuję podaną czynność głośno klnąc w momencie wyciągania bagażu. W ostatnim momencie przedmiot wyślizguje mi się z rąk i spada na ziemię otwierając się. Ze środka wypada kilka teczek, z których wysypują się pokreślone markerem papiery. Podnoszę kilka z nich i pośpiesznie czytam tekst. Oglądam przyczepione do jednego dokumentu zdjęcie i krztuszę się z zaskoczenia. Dziewczyna z obrazka to ja dwa lata temu. Pod zdjęciem wielkimi, czerwonymi literami pisze: zakwalifikowana. Postanawiam bardziej zagłębić się w treść tych dokumentów więc kilka z nich pakuje do swojej torby a resztę pośpiesznie sprzątam do walizki. Domykam ją w momencie kiedy Matt wychodzi z hotelu i idzie w moim kierunku.
- Co tak długo? - Krzyczy. Oblewam się zimnym potem ale posyłam do ojca na nic nie wskazujący uśmiech.
- Twoja walizka jest potwornie ciężka. Masz. - Mówię podając mu ją i zatrzaskuję bagażnik. Mężczyzna prowadzi mnie do mojego pokoju, który umiejscowiony jest tuż koło jego.
- Wypakuj się a potem przyjdź do mnie, okej?
- Jasne. Do zobaczenia. - Zatrzaskuję mu drzwi przed nosem i pośpiesznie je blokuję. Siadam na niewygodnym łóżku i wyjmuję mocno pomięte papiery. W sumie jest ich sześć więc rozkładam je pojedynczo na pościeli i zagłębiam się w pierwszym z nich.

(...) w niewyjaśnionych okolicznościach. Chłopak zniknął jednak nikt nie znalazł jego zwłok mimo trzykrotnych poszukiwań, na których straciliśmy czworo ludzi. To co dzieje się w tamtym miejscu jest nie do opisania. Magia tam działająca jest czterokrotnie silniejsza od tej na całym świecie. Po ostatnim wypadku pomieszczenie zostało zamknięte i zapieczętowane. Powoli zaczynamy się obawiać, że On wrócił, a to nie wróży nic dobrego. (...)

Jaki on? Kto zginął? Jakie miejsce? Kręcę głową i patrzę do dokumentu opatrzonego moim zdjęciem.

Kayla Black. 
Urodzona dwunastego lipca 1997 roku. 
Córka Marie Walter i Augusta Blacka, którzy zginęli z rąk Pana podczas Drugiego Starcia.
Wychowywana przez Matthewa Waltera - brata zmarłej matki dziewczyny.
Posiadane umiejętności potwierdzone przez Opiekuna: 
- Telekineza (stopień trzeci)
- Telepatia (stopień pierwszy)
- Teleportacja (bliskie obszary rozwinięte do stopnia drugiego)

- Pirokineza (stopień trzeci)
- Witakineza (stopień pierwszy, niezauważony)
Została zakwalifikowana do Szkoły.

Przebiegam palcem po imionach moich rodziców. A więc Matt jest bratem mojej matki. Okłamywał mnie dziewiętnaście lat, krył przede mną całą prawdę związaną z moją rodziną i całym moim życiem. Dotknięta do żywca całą sytuacją chwytam wszystkie dokumenty i wybiegam z pokoju pukając do drzwi Matta.
- Już jesteś gotowa? - Pyta uchylając drzwi jednak nim odpowiadam rzucam w niego papierami i popycham palcem w pierś.
- Jak mogłeś okłamywać mnie tyle lat? Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? KŁAMAŁEŚ, że jesteś moim ojcem a tak naprawdę jesteś bratem mojej zmarłej matki! Jak mogłeś?! - Krzyczę okładając go pięściami po brzuchu. Mężczyzna próbuje się bronić jednak wpadłam w niewyobrażalny żal. Wybucham płaczem a moje dłonie zaczynają płonąć dużym, jasnym płomieniem, który gniewnie skacze po moich palcach. Patrzę na niego z złością i dopiero widząc malujące się na jego twarzy przerażenie uspokajam się i gaszę ogień. - Wytłumacz mi to wszystko i zniknę.
- Kay, nie podejmuj pochopnej decyzji. To Cię może kosztować życie.
- Życie? Masz czelność mówić o ż y c i u? Okłamywałeś mnie, ja...
- Usiądź, proszę. Wszystko Ci wyjaśnię.
Ciężko opadam na łóżko kryjąc twarz w dłoniach. Szatyn zamyka pokój i siada obok mnie pochylając się aby spojrzeć na moje dłonie.
- Nie bez powodu przyjechałem do Anglii. To tutaj znajduje się Szkoła, do której zostałaś zakwalifikowana. Dokładnie to są to studia, na których uczysz się magii. Nie ma powrotów do domu, musisz siedzieć tam cztery lata i uczyć się wszystkiego co Ci każą. Na każdy rok przypadają trzy egzaminy, które musisz zdać - inaczej Cię wyrzucają pozbywając pamięci i umiejętności nadprzyrodzonych. Tam właśnie się udasz jak najszybciej aby rozpocząć prawdziwy trening. Ja miałem za zadanie jedynie Cię do tego przygotować. Twoja matka była bardzo potężna, posiadała wykształcone prawie wszystkie nadnaturalne moce jednak jej słabością była miłość do Twojego ojca. Tuż po Twoich narodzinach ukryła Ciebie u mnie i sama wyruszyła na pomoc do Augusta, który został pojmany przez Pana. Pan jest mutacją stworzoną przez czarowników, którzy pragnęli władzy. Nie sądzili, że ich "eksperyment" przerośnie ich umiejętnościami i zniszczy wszystko co udało im się utworzyć. Nie był on jednak tak potężny jak Twoja matka więc właśnie przez jej miłość chciał do niej dotrzeć. Na oczach Marie zabił Twojego ojca co ją zdruzgotało także bez problemu udało mu się jej pozbyć. Po tych wydarzeniach zaszył się gdzieś na świecie i tylko czasem atakuje naszą siedzibę.
- A o co chodzi z tym chłopakiem? Przeczytałam, że...
- Ah, wiem o co chodzi. W Szkole na pierwszy rok przybyło czworo chłopaków - nierozłączni kumple, praktycznie wszystko robili razem. Było to dokładnie dwa lata temu. Cień, czyli Pan ponownie zaatakował studia chcąc jedynie nas osłabić. Wszyscy z chłopakami na czele bronili Szkoły jednak jeden z nich podczas walki zniknął. Do dzisiaj nikt nie wie gdzie jest, więc został uznany za martwego. Dla tej czwórki przyjaciół był to ogromny cios.
- Od tego wszystkiego boli mnie głowa. Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
- Chciałem, ale zrozum. Tu chodziło o Twoje bezpieczeństwo. Jesteś córką jednej z najpotężniejszych czarodziejek na całym świecie, Cień będzie na Ciebie polował. Dlatego odgrodziłem Cię od ludzi. Nie mogłem pozwolić na to żebyś skończyła jak ona.









czwartek, 4 sierpnia 2016

prolog

Marzę o cofnięciu czasu. 

Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu,

i pójść w innym kierunku. 


Od małego nie potrafiłam znaleźć swojego miejsca na świecie. Dzięki mojemu ojcu znałam praktycznie cały świat, nigdy nie mieliśmy stałego domu. Nasz najdłuższy pobyt trwał tydzień w Londynie, więc zdążyłam się już przyzwyczaić. Po moich osiemnastych urodzinach wszystko się zmieniło. Ojciec wyznał mi wszystko, powód, dla którego ciągle poruszamy się po świecie i dlaczego potrafię rzeczy, o których czyta się w książkach. Zostałam wysłana na studia - studia, na których uczysz się jak wykorzystywać swoje magiczne zdolności typu telepatia czy władanie żywiołem. Jak się z tym czuję? Dziwnie. Nigdy nie miałam przyjaciół czy chłopaka. Tylko moje zdolności towarzyszyły mi od zawsze i to na nich właśnie polegam. Każdy Obdarzony - tak nazywane są osoby z podobnymi do mnie mocami - trafia do tej samej szkoły co ja. Na rok przypada zaledwie 40 uczniów, więc jest nas wyjątkowo mało. Czy się boję? Oczywiście, że tak. Jest to dla mnie totalnie nowe doświadczenie, całe życie uczył mnie tata, który nie jest moim biologicznym ojcem. Ci prawdziwi zginęli rok po moich narodzinach, nie chciał mi powiedzieć z jakiego powodu ale wiem, że jest to powiązane z siłami jakie we mnie drzemią. Mam zamiar dowiedzieć się wszystkiego.

about

Zaczynam od nowa z nowym pomysłem.
Mam nadzieję, że zostanę pozytywnie odebrana i zastanę tu duuużo obserwujących i mnóstwo komentarzy. :3

statystyki